Hej!
Dzisiaj mam dla Was recenzję maski Kallos Keratin.
Maska co prawda raz pojawiła się w moich ulubieńcach, bo rzeczywiście na początku sprawdzała się. Ale po jej skończeniu cieszę się, że kupiłam małe opakowanie. Dlaczego? Hmmm... Moje włosy uwielbiają keratynę. Ale w tej masce musiało być jej za dużo. Po 2 miesiącach moje włosy zaczęły się "strączkować". Po prostu zostały przeproteinowane. Niby dobrze się rozczesywały, ale nic poza tym. Stały się nieprzyjemne w dotyku. Lepiej wyglądały po umyciu samym szamponem. Dla mnie ta maska jest bublem. Nie oznacza to, że Wam się nie sprawdzi, ani że inne maski mi się nie sprawdzą. Teraz testuję innego Kallosa i na pewno napiszę Wam również o nim za jakiś czas.
Podsumowanie:
+cena
+konsystencja
+dostępność
-przeproteinowała mi włosy
-zapach
To już wszystko mam nadzieję, że Wam się spodobało. Do zobaczenia niedługo.
Strączkować????? lol
OdpowiedzUsuńHahahaha chodzi o to że byly "podzielone" jak np.straczki fasoli albo grochu. Nie byly w jednej "kupie". :-*
UsuńJa mam teraz maskę wygładzającą z Joanny z jedwabiem i jest o niebo lepsza niż te wszystkie Kallosy :)
OdpowiedzUsuńJak skończę moje litrowe opakowanie wiśniowego kallosa to postaram się nie zapomnieć wypróbować
UsuńSpróbuj, szczególnie jeśli elektryzują Ci się włosy. Zimą mam zawsze takie puszące się włosy od szalika i ta maska nieco je ogarnia :D
Usuń